Szukaj

Seksualność: między abstynencją a uzależnieniem

Jeśli chodzi o to, co się tyczy naszej seksualności, nie wahamy się z oszukiwaniem siebie. I Bóg jeden wie, że psychoanaliza nic nie ułatwiła w naszym życiu. Trzynastu francuskich specjalistów od podświadomości przypomina nam tę szczególną cechę naszego życia seksualnego, cechę szczególną, która nie jest dzielona z żadną inną działalnością ludzką.


Tę cechę opanowywania całego języka, „seksualizowania” któregokolwiek słowa, któregokolwiek zdania, nawet kiedy sytuacja do tego nie pasuje, ryzykując wywołaniem wybuchu śmiechu albo wstydem.

Sto słów o seksualności, więc. Danie jest więc nam podane w bardzo czcigodnej, jak i w bardzo dostępnej kolekcji encyklopedii Que sais-je? (Co wiem?), złożonej dokładnie sześćdziesiąt lat temu przez Paula Angoulvent. Broszura wyszła w lutym 2011 roku, ale smakuje szczególnie dobrze w letnich miesiącach, zawsze brzmiących licznymi skandalami seksualnymi bez precedensu (wystarczy przywołać aferę DSK), kiedy to seks w hotelu (realny albo wyobrażony) jest wszechobecny.

Jest to mały słowniczek, zawierający sto słów, który zaczyna się przez „abstinence” (abstynencja) i zamyka się na „zone” (strefa) erogenna; dzieło, które koordynował Jacques Andre, psychoanalityk, nauczyciel i dyrektor kolekcji Biblioteka psychoanalizy (Bibliothèque de psychanalyse). Dzieło traktuje o anatomii, o fizjologii i o patologii. Dzieło, które daje nam wzgląd nie tyle do Źródła świata, co do jego środka ciężkości. Prawdę mówiąc, rozróżnienie między normalnym a patologicznym jest wszechobecne w tym zbiorze, niezależnie od tego, co mogliby napisać autorzy.

Psychoanalitycy kiedyś, psychoanalitycy zawsze, zapewniają oni, iż nie znajdziemy nic pod ich piórem na temat unaczynienia penisa, unerwienia łachtaczki, o jajnikach czy o plemnikach... nic na temat biologii albo medycyny seksualności. Czy to takie pewne? Możemy całkiem rozsądnie wątpić, widząc liczbę haseł typu: zbrodnia w afekcie, przedwczesny wytrysk, wycięcie, ekshibicjonizm/poglądanie, oziębłość, frustracja seksualna, molestowanie seksualne, kazirodztwo, zazdrość, migrena, nimfomania, sadomasochizm, choroby weneryczne, choroby przenoszone drogą płciową (AIDS...).

Psychoanaliza nie zadowoliła się rozciągnięciem na dziecko to, co powszechnie jest zarezerwowane dla dorosłego, ponieważ jej odkryciem jest nie tyle seksualność dziecka, co seksualność dziecięca, przypomina przedmowa niecierpliwym czytelnikom.

Ta ostatnia nie ma wieku, jest poza czasem, a przede wszystkim miesza się z tym, co jej nie dotyczy, sekretnie obecna jak tylko jakaś aktywność ludzka, cokolwiek by to nie było, nosi znamię pragnienia, przyjemności bądź przykrości, miłości albo nienawiści. Zmiana ta przyczyniła się do skomplikowania naszego pojęcia seksualności, do przerwania zbyt prostego równania między seksualnością a genitaliami, od tej pory zacierając granicę oraz definicję.


Na tym stadium, człowiek grubo ciosany, z pewnością zapyta się, co to może być, tak po prostu, seksualność dziecięca. Ale pomińmy to, nie mamy zresztą czasu do stracenia w tej wysoce ryzykownej tematyce. Oto rejs przez burze, gdzie medycyna odegrała znaczącą rolę, uważając za konieczne zainteresowanie się  - aby je potępić – niektórymi z aktywności ludzkich; poczynając od masturbacji (a przynajmniej męskiej).

Manus strupatio... etymologia tego słowa łączy „rękę” i „brudzenie”. Historia słowa „masturbacja” jest historią brudu, podsumowuje Jacques Andre. Co ciekawe, to w epoce Oświecenia, między XVIII wiekiem a XIX wiekiem, wstydliwa pasja dla masturbacji osiągnie szczyty obskurantyzmu. Zbrodnia, grzech prowadzi do choroby, a spowiednik do lekarza. Potępienie „wykorzystywania siebie” było religijne, moralne, a potem stało się „naukowe”. Masturbujący staje się samobójcą, który nic nie wie, który nie dba o siebie, który trwoni beztrosko swój „płyn życia”. To utrata oddechu, a gruźlica czai się za progiem. Ale ze wszystkich zagrożeń, to zidiocenie albo szaleństwo jest najbardziej zaangażowane.

I autor zakreśla paralelę między naszymi nowoczesnymi czasami a słynnym dziełem, które podpisał Samuel-Auguste Tissot (1728-1797), lekarz praktykujący niegdyś w Lozannie. Czasy się zmieniły, pochwała nie jest daleka od zastąpienia potępienia, pisze jeszcze Jacques Andre. Wolność tutaj bardzo wyraźnie wygrała, przemysł również, pornografia zawdzięcza prawie wszystko masturbacji. „Będziesz szczytować!” stało się równie opresyjne co „Nie dotkniesz tego nigdy!” Nie wydawać bez liczenia? Wchodzimy więc tutaj w styl życia z abstynencją zrymowaną tutaj z czystością.


Z tym, co jako znak współczesności i sto stron później, co wolimy (bez wątpienia) egzorcyzmować używając angielskiego terminu: sex addict. Sex addict, czyli uzależniony od seksu, seksoholik mnoży ilość czasu poświęconego na poszukiwanie różnych seksualnych sytuacji, wyjaśnia nam Vincent Estellon, który prowadzi nas na spotkanie back-room oraz fist fucking. Poszukiwania wiodą nas przez cyberseks, seks grupowy, nałogową konsumpcję pornografii, chodzenie do prostytutek, etc.; tyle możliwości, które nie wykluczają w żaden sposób molestowania seksualnego, które w dziełku tym mieści się parę stron za „haremem”.

Logika jest prosta: pierwsze czerwone światło, wymiana spojrzeń spiskowców i „ do dzieła”, pisze Vincent Estellon. Tak jak narkoman w oczekiwaniu kolejnej dawki, seksoholik ma obsesję znalezienia przedmiotu albo sytuacji seksualnej. W ostatnim wieku, mówiono o monomanii albo o perwersji; to zachowanie uzależniające jest dzisiaj lekko traktowane i banalizowane przez społeczeństwo konsumpcyjne, w którym trzeba móc szczytować bez przeszkód i dla którego seks może być skonsumowany na obraz jakiegokolwiek innego towaru. Czy jest to patologia? Bez wątpienia. Chodzi tutaj o więcej cierpienia niż przyjemności.

Często stwierdzamy u podstaw tych nałogowych zachowań istnienie dwóch typy strachów związanych z relacjami: strach przed opuszczeniem i strach przed rozbiciem związku. W takiej konfiguracji, lepsza jest pewność zerwania niż okropieństwa niepewności. I aby „nie zawracać sobie głowy”, możemy skakać z jednego ciała na drugie. Oto paradoks: nawet jeśli sypia on z wieloma partnerkami dziennie, to seksoholik czuje się odizolowany. Chcąc uniknąć uczuć, przychodzi taki moment, kiedy seksoholik pogrąża się w niepewności. Odizolowany, samotny, chory, definitywnie chory, uzależniony od seksu?

A co więc myśleć o „dziwkach”, „kurwach”, „szmatach” (poniżanie kobiety)? Co sądzić o innych hasłach tego słowniczka: „kochać się”, „fantazjować”, „fellatio”, „kobieta fatalna”, „pośladek”, „klaps”, „fiasko” (impotencja), „fist fuckig”, „grzech”, „oziębłość”, „frustracja” (brak satysfakcji seksualnej), kilka liter więcej i mamy „dildo” (sztuczny członek) – instrument, z którego, jak nasze dziełko z 2011 roku (Beatrice Childes przy piórze) przypomina, nowoczesny słownik erotyczny z 1864 roku zrobił substytut fallusa, używanego przez kobiety „libertynki bądź małoduszne” w swoich rozpustach między sobą. Kto chce, niech czyta na własną odpowiedzialność. Tym, którzy pójdą jeszcze dalej, można doradzić jeszcze pojęcie „molestowania seksualnego” (Philippe Valon), nie zapominając o „obowiązku małżeńskim”, „orgii”, „wydzielinach” i „stringach”.

Komentarze do: Seksualność: między abstynencją a uzależnieniem

Ta treść nie została jeszcze skomentowana.

Dodaj pierwszy komentarz