Londyńscy naukowcy chcą zmiany regulacji dotyczących probiotyków

W skali globalnej wartość rynku probiotyków (pożytecznych mikroorganizmów) przekracza trzydzieści miliardów dolarów, jednak konsumenci mają niewielkie możliwości dowiedzenia się, które produkty zostały przetestowane na ludziach i w jaki sposób wpływają na ich organizm. Ponadto, system regulacyjny USA klasyfikuje każdy produkt, który wpływa na chorobę, jako lek. Dlatego naukowcy nie mogą sprawdzić, czy jogurt probiotyczny łagodzi objawy pacjentów z chorobą zapalną jelit, bez uprzedniego zarejestrowania jogurtu jako lekarstwa. Według dr Reid, niniejsze rozporządzenie wstrzymało wiele ważnych badań nad probiotykami w Ameryce Północnej i ma konsekwencje dla probiotycznych badań w Europie.

W Europie biurokraci stworzyli system, który do tej pory uniemożliwia przeprowadzenie badań klinicznych i opracowanie wyników - twierdzi dr Reid

Propozycją dr Reid jest stworzenie systemu, w którym wszystkie probiotyki muszą spełnić zestaw minimalnych wymagań, zanim będą mogły być nazywane probiotykami. Według dr Reid, to zmusi wiele firm do prowadzenia badań naukowych na swoich produktach, albo nazwania ich inaczej niż probiotyki. Po zakończeniu badań produkt otrzymuje specjalną pieczątkę oraz jedną z dwóch kategorii.

Takie regulatory mogą szybko i łatwo ustalić, czy produkt spełnia określone standardy, a konsumenci będą w stanie zrozumieć, w jakim stopniu produkt został przetestowany. Dzięki wspólnej dyskusji wśród ekspertów i probiotycznych agencji regulacyjnych może to być uniwersalny system na całym świecie - uważa dr Reid.

W przypadku żywności i suplementów bardziej złożonych lub kierowanych do grup takich jak dzieci i osoby starsze, dr Reid proponuje, aby wymagania ich dotyczące były wyższe. Ponadto, dla tego typu produktów powinna zostać stworzona trzecia kategoria.

Jest to konieczne ze względu na nieustępliwość Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności i US Food & Drug Association -  mówi profesor Glenn Gibson z University of Reading.