Szukaj

"Męska Sprawa" - rozmowa z Krzysztofem Krauzem o raku prostaty

Najważniejszy na pokładzie jest sam chory, to od niego zależy, czy przeżyje, to tak naprawdę jego postawa, jego wola przeżycia zadecyduje o tym. Drugą osobą jest lekarz. Powinien zadbać o komfort życia pacjenta. To ma kluczowe znaczenie przy powrocie do zdrowia, to taka poręcz.

Chodzi o to, żeby ludzie chorzy mieli ochotę żyć. Na to się składa mądry lekarz potrafiący zdjąć stres, wspierająca rodzina, a wreszcie szpital, który ma być przyjazny, a nie straszyć. Szpital, w którym patrzy się na kroplówkę z wdzięcznością, jak na drzewo życia.

Zaczniemy od diagnozy…

To było w trakcie udźwiękowienia filmu. Odebrałem telefon od lekarza, powiedział, że to rak, wróciłem do studia i dokończyliśmy tego dnia pracę. Nie miałem łez w oczach, nie czułem, że nagle zawalił mi się świat, nie miałem z tego powodu ani jednej nieprzespanej noc. Dużo bardziej przeżyłem wznowę. Nie jestem tu wyjątkiem, wiele ludzi tak reaguje.

Kto pierwszy się dowiedział?


Żona. Akurat była ze mną w studiu, razem robiliśmy film. W pierwszym momencie odczułem zmianę bardziej metaforycznie niż realnie, bo zobaczyłem, że na rysunku, który ktoś mi podarował z moją podobizną… zacząłem znikać. Tego dnia zrobiłem sobie na wszelki wypadek portret, sfotografowałem widok przez okno…

Rak prostaty, rak męski. Męska sprawa?


Pod warunkiem, że żyje z sobą dwóch mężczyzn. Ale jeśli jest to związek hetero, to sprawa męska staje się damsko-męska. Raz, że skutki choroby, a najpierw leczenia: operacji, blokady hormonalnej to problem obojga partnerów. Dwa, jeśli chcemy mieć bliskich za swoich sojuszników, a nie sojuszników raka, musimy ich wtajemniczyć.  W przeciwnym razie po okresie współczucia przyjdzie irytacja. A stres jest nam najmniej potrzebny. To tak jak z syndromem choroby alkoholowej - bliscy, aby wspierać, muszą rozumieć chorobę. Trzy, partnerka jest nieoceniona, kiedy odwiedzamy lekarza. Zdenerwowany pacjent zapamiętuję to, co dla niego najwygodniejsze, a do tego zaledwie 20%. Co dwie głowy to nie jedna. Techniczna rada: najlepiej włączyć magnetofon i nagrać, a potem spisać  i założyć sobie notes, kronikę tej choroby. Cztery, partnerka to świetny bicz na nasz brak dyscypliny. 

Jaka jest rola lekarza w procesie edukacji?


Dobry lekarz na pierwszym spotkaniu „uczy” pacjenta choroby. Wyjaśnia, czym jest rak, przedstawia różne strategie leczenia i konsekwencje zaniechania leczenia.  Wyjaśnia rolę diety i ruchu, dwóch zasadniczych czynników terapii poza stroną czysto medyczną. Mój lekarz wytłumaczył mi w kilku zdaniach, dlaczego muszę chodzić na siłownię… Jeśli mam przerzuty do kręgosłupa, to kręgi są osłabione, może dojść do kompresji, więc muszę ćwiczyć mięśnie podtrzymujące kręgosłup. Lekarz musi zdobyć zaufanie pacjenta, to klucz. Mój lekarz dał mi numer telefonu i oświadczył, że mogę do niego zadzwonić o każdej porze dnia i nocy. 


Nie można przyjść do lekarza i powiedzieć: „Niech Pan mnie leczy”. Żeby się uporać z rakiem, trzeba wykazać kreatywność. Dać coś od siebie. Poszukać drugiej i trzeciej diagnozy i wybrać spośród lekarzy tego, który budzi największe zaufanie. A potem współpracować. Uczciwie, na wszystkich możliwych polach. Wykazując wyobraźnię i dyscyplinę. W tym miejscu przestrzegam, onkolog też jest człowiekiem - ma prawo się pomylić, ma prawo skorygować swoje zachowanie. Więź z lekarzem, zaufanie do niego, podkreślam jeszcze raz, to jeden z najważniejszych aspektów leczenia. 

Najważniejszy na pokładzie jest jednak sam chory. To od niego w olbrzymiej mierze zależy, czy przeżyje. To jego postawa, jego wola przeżycia zadecyduje o tym. Niektórzy twierdzą, że od nastawienia pacjenta zależy 60 procent terapii. Drugą osobą jest lekarz. Powinien zadbać o komfort życia pacjenta. To ma kluczowe znaczenie przy powrocie do zdrowia, to taka poręcz. Chodzi o to, żeby ludzie chorzy mieli ochotę żyć. Na to się składa mądry lekarz potrafiący zdjąć stres, wspierająca rodzina, a wreszcie szpital, który ma być przyjazny, a nie straszyć. Szpital, w którym patrzy się na kroplówkę z wdzięcznością, jak na drzewo życia. Trzeba akceptować leczenie, chemię… Trzeba dbać o dietę…

Co jest najtrudniejsze w walce z rakiem?

To nie rak nie jest naszym największym wrogiem, tylko rozpacz. Rozpacz odbiera wolę życia. Trzeba zrobić wszystko, żeby ją wzmocnić. Trzeba poukładać stosunki nie tylko z najbliższymi, ale z całym światem, żeby stał się przyjazny. Czasami trzeba bardzo poważnie przebudować życie. Najgorsza jest złość, gorycz, szukanie winnych w otoczeniu, to na pewno nie pomaga w wyzdrowieniu. Powiem więcej, warto wręcz zobaczyć dobre strony raka. Ja widzę je u siebie - rzuciłem palenie, zacząłem jeść świadomie, ruszać się, zacząłem przebudowywać swój charakter, czasami w pochmurny dzień udaje mi się zobaczyć słońce. Zawdzięczam mu to, że nauczyłem się oczyszczać ze złych myśli, pokonałem wiele własnych słabości. Nie nazywam go wrogiem, mówię nim „mój przyjaciel”. Proszę zwrócić uwagę, że wszyscy, którzy przebyli chorobę nowotworową mówią, że są wdzięczni za to, co przeżyli.


Jest Pan innym człowiekiem…

Nie. To złe słowo. Jestem sobą, tylko przebudowałem system wartości. Przesunąłem akcenty. Rak to ciekawa choroba. Dobry nauczyciel.

Rak prostaty w Pana świadomości wcześniej istniał?


W ogóle nie przypuszczałem, że mogę zachorować. Choroba mnie zaskoczyła. Jeśli się czegoś obawiałem to raczej raka płuca, bo paliłem. Jak dzisiaj widzę ludzi palących, to mówię „poczekalnia do onkologa”.

A rak dzisiaj?

Poczułem, że powinien podzielić się moim doświadczeniem, że to będzie ważna część mojej społecznej działalności. Równie ważna jak robienie filmów. To też jest w końcu walka o widza, prawda?

Namawia Pan do badania mężczyzn czy ich kobiety również?

Z kobietami bezpośrednio nie rozmawiam, ale z parami owszem. Kobiety przychodzą po radę, kiedy ich partnerzy są już chorzy. Trochę za późno. Czasami wydaje mi się, że edukacja kobiet w sprawie raka prostaty jest ważniejsza niż samych mężczyzn. Kobiety są bardziej odpowiedzialnei konsekwentne.

Czy da się zapomnieć o raku?


Nie da się, przypominają o nim telefony. Dzwonią chorzy, szukają ratunku. Największe wrażenie robią młodzi. Niestety nie mogę kierować ich do mojego lekarza, bo nie robiłby nic innego, tylko udzielał z Afryki porad telefonicznie czy mailowo. A to nie jest najlepsza forma leczenia. Kontakt z onkologiem musi być rzeczywisty. W zasadzie od onkologa nie powinien dzielić więcej niż jeden dzień podróży. Oczywiście są wyjątki.

Czuję się Pan ekspertem od raka prostaty?


Czuję się na tyle ekspertem, na ile mnie życie sprawdziło. Coś tam wiem, ale nie jestem na bieżąco
z literaturą światową. Nigdy sam bym tak siebie nie nazwał. Mam przebieg choroby w komputerze. Jestem ekspertem od własnej choroby i umiałbym na podstawie swoich notatek opisać historię łącznie z dawkami i naświetleniami. Wiem, że mogę pomóc ludziom w sferze psychicznej, ale nie ma co pchać się z tym na siłę. Ludzie sami muszą prosić o pomoc. Na dobre rady musi być czas i właściwe miejsce, żeby nie zostały odrzucone.

Trzeba być czujnym…

Trzeba. W życiu w ogóle trzeba być uważnym i świadomym. Rak to jest jedna z tych spraw, gdzie czas odgrywa rolę. Lekarze mówią, że pacjenci dzielą się na chorych i niezdiagnozowanych. W przypadku raka prostaty, na którego prędzej czy później zachoruje 30 procent mężczyzn,  w tych słowach jest wiele prawdy.

Rozmawiała Izabela Sałamacha

Komentarze do: "Męska Sprawa" - rozmowa z Krzysztofem Krauzem o raku prostaty

Ta treść nie została jeszcze skomentowana.

Dodaj pierwszy komentarz