Szukaj

Chciałem opowiedzieć o moim wspaniałym i cudownym życiu.

Komentarze do: Samotność
Odpowiedz w wątku
romantyk1980
romantyk1980 18-09-2007 22:54

Gdy się urodziłem, to od razu trafiłem do domu dziecka, moi biologiczni rodzice mnie nie chcieli. Potem w wieku 6 lat byłem adoptowany przez moich aktualnych rodziców. Mam 6 lat wyjęte z życia. Wszędzie chodziłem z rodzicami za rękę, nigdy mnie nie spuszczali z oka, jak wychodziłem na dwór, to moi rówieśnicy mnie bili, poniżali, nie chcieli się ze mną bawić, przyjaźnić się itd. Jak poszedłem do podstawówki to byłem poniżany przez 8 lat. Bo za moich czasów było jeszcze 8 klas. Także zawsze stałem sam na korytarzu,cała szkoła się ze mnie nabijała,byłem pośmiewiskiem,wszyscy mnie traktowali ,jak kogoś gorszego,a tylko dlatego,że inaczej myślałem niż większość moich rówieśników,dlatego że byłem spokojny,że nauczyciele mnie lubili i uczniowie byli o to zazdrośni.Oprócz wyśmiewania i poniżania,byłem ciągle popychany,bity,kopany.Nie miałem kolegów,koleżanek,nikt nie chciał ze mną rozmawiać.Jak kolega z klasy wybił na korytarzu szybę,to powiedział że ot ja i potem ja cierpiałem.Cała klasa oczywiście poparła jego.A potem się ze mnie wszyscy śmieli.
Po ośmiu latach podstawówki poszedłem do szkoły zawodowej i tak zaczęło się najgorsze piekło ,które odbiło się bardzo mocno na mojej psychice i na moim teraz już dorosłym życiu.
W zawodówce byłem bity,kopany,poniżany,wyśmiewany,wytykany palcami,na korytarzy nawet nie stałem sam,tylko uciekałem,bo nie dawali mi spokoju,musiałem chować się gdzieś po kątach,tam gdzie nikogo nie było(najczęściej w ubikacji) i czekałem aż do dzwonka na lekcję.Cała szkoła się ze mnie śmiała,jeden drugiemu na mnie gadał głupoty.Jak zdarzyło się,że stałem na korytarzu i sobie rozmawiałem z uczniem z innej klasy,to zaraz ktoś ode mnie z klasy podchodził i zaczynał mnie poniżać.Aż w końcu zostawałem sam,a inni się wtedy śmieli i mieli zabawę.Byłem bity na przerwach pięściami po plecach,brzuchu,byłem kopany,wyzywany itd.To trwało przez 3 lata(non-stop,dzień w dzień).Nawet na lekcjach ,przy nauczycielce uczniowie,którzy siedzieli za mną bili mnie pięściami po plecach,rzucali mnie papierkami itd.A nauczycielka tylko spojrzała,powiedziała żeby się uspokoili i to wszystko.Byłem wyzywany od :brudasów,murzynów(mam ciemną karnację,jestem polakiem),mówili na mnie pedał,ciota,dziewczyny mówiły że jestem brzydki,mówiły "masz obrzydliwego ryja" itd.Ja już bałem się nawet do szkoły chodzić.Osiem godzin w szkole było dla mnie wiecznością.Wchodziłem do szkoły i zaraz modliłem się żeby już się lekcje skończyły.W zawodówce zacząłem się jąkać,wpadłem w kompleksy,zacząłem się sam poniżać,zacząłem źle o sobie myśleć.A potem jak już byłem w liceum wieczorowym dla dorosłych,to tam już byli ludzie dorośli i poważnie,także problemów już nie miałem,ale miałem problemy z psychiką i już sam się izolowałem,bo się po prostu bałem ,że spotka mnie to co w podstawówce i potem w zawodówce.Byłem uważany za dziwaka,bo się izolowałem w liceum.Ale dlaczego to robiłem,to już nikt nie wiedział.A w codziennym życiu nigdy nie miałem kolegów,koleżanek,przyjaciół---NIKOGO!!!!! Teraz mam 27 lat. Za 3 miesiące skończę 28. Mieszkam sam,nie mam nikogo.Mam problemy z nawiązywaniem kontaktów z ludźmi,nie umiem z nikim rozmawiać,mam problemy seksualne,dziewczyny mnie zostawiały,wyśmiewały,mówiły że mam małego i teraz jestem wrakiem człowieka.Nie nadaję się kompletnie do niczego.Życia seksualnego nie mam w ogóle,a jak się trafi jakaś dziewczyna,to z nerwów mi nie staje.Czyli czuję,że staję się impotentem.Ale to wszystko z nerwów,przez moją psychikę całkowicie zrąbaną.Ja już nie mam w ogóle żadnej psychiki.Zostałem bardzo skrzywdzony przez życie,przez ludzi,przez rówieśników,jak byłem jeszcze dzieckiem,a potem nastolatkiem i to się odbiło na moim teraźniejszym życiu.Siedzę w domu sam,unikam ludzi,nie wychodzę z domu w ogóle,tylko jak muszę iść do sklepu,czy do pracy w weekendy.Z nikim nie rozmawiam,nikt mnie nie lubi,wszyscy uważają mnie za dziwaka.Nie potrafię rozmawiać z nikim ,a szczególnie z dziewczynami,od razu się mocno jąkam,nie umiem wydobyć z siebie głosu.Mam myśli samobójcze,kilka prób za sobą(tabletki i alkohol).Nienawidzę samego siebie,nienawidzę swojego wyglądu,nienawidzę swojego ciała,nienawidzę wszystkiego co jest ze mną związane.Nienawidzę patrzeć na swoją twarz w lustrze.Sam siebie poniżam,nawet przy ludziach.
Mój tata od małego,jak tylko pamiętam,ciągle mi mówił że jestem zły,niedobry,niegrzeczny,wszystko co się złego działo,to mówił że to przeze mnie i tak jest do tej pory.Ojciec czasem do mnie przyjeżdża na kilka minut i od razu "a to źle,a tamto źle,a nie posprzątane" itd.Jak tata miał zawał,to powiedział że to przeze mnie,bo go zdenerwowałem,jak moja mama zachorowała na raka płuc i trafiła do szpitala,to tata powiedział że to moja wina.Wszystko co robię,to w/g taty jest źle.I przyjeżdża tylko po to żeby na mnie nakrzyczeć.Albo dzwoni i przez telefon krzyczy.Jest chorobliwie nadopiekuńczy.Jak adoptował mnie w wieku 6 lat,z domu dziecka,to zawsze chodziłem z nim za rękę,odprowadzał mnie do szkoły,jak miałem 12 lat,wszyscy się ze mnie śmieli,jak tata nie mógł ,to mama,a jak mama nie mogła,to prosili sąsiadów,żeby się mną zaopiekowali.Nawet teraz ,jak mam prawie 28 lat ,jak chcę się napić piwa,to muszę tak żeby czasem tata się nie dowiedział.4 lata temu jak mieszkałem z rodzicami i chciałem pójść sobie na dyskotekę,to "NIE i koniec". I nie było gadania(A miałem wtedy prawie 24 lata.Mój tata mi mówi,żebym sobie znalazł dziewczynę,taką,która "będzie w stanie się mną zaopiekować"....
Traktuje mnie jak kalekę,jak niedorozwoja. Nawet moja dziewczyna powinna w/g niego się mną opiekować i być dla mnie drugą matką.Jak poznam dziewczynę,to tata od razu "A kto to jest,a z jakiej rodziny,a jakie ma plany wobec ciebie,a czy się tobą zaopiekuje" itd.Jak dziewczyna to usłyszy,to od razu ucieka.Tata chce mi koniecznie zmarnować życie.Już mi je zmarnował,nawet sobie nie wyobraża,jaką mi zrobił krzywdę,tym traktowaniem mnie jak kalekę,jak małe dziecko.Nie dość,że w szkole byłem traktowany jak śmieć,to jeszcze ojciec mnie dobija.A jeszcze mój ojciec,jak wracałem ze szkoły i się żaliłem,to mówił "To twoja wina,bo ty jesteś nie do życia i mieli rację,że cię tak traktowali,niech cię nauczą rozumu".
Teraz mam już dosyć życia,nie chcę żyć,chcę umrzeć,ale boję się śmierci,boję się bólu,boję sie całego "procesu" umierania.Chcę umrzeć,ale szybko i bezboleśnie.A to nie takie proste.Jestem wrakiem,śmieciem,mam zmarnowane życie,jestem nikim i nikim pozostanę.I to jeszcze samotny do końca życia.Nie wiem za co mnie to wszystko spotyka.

konstruktor
konstruktor 18-09-2007 23:42

Przykro mi słuchać takich historii... Szczerze powiedziawszy moje życie też jest podobne. Na szczęście miałem oparcie w mamie i babci. Ojca nigdy nie miałem, ojczym to kawał drania... Tłukł moją mamę a mnie od najmłodszych lat chyba się bał... Raz mnie tylko uderzył... Miałem 16 może 17 lat... Nigdy nie zapomnę jak połamał mną szafkę. Dzisiaj jest inaczej, staram się stwarzać pozory normalności. Stary jest za granicą, mama zresztą też. Od zawsze tam jest. Odkąd poszedłem do szkoły to pracowała za granicą, najbliższą osobą zawsze była mi babcia i jest nadal, jednak Ja nie potrafię już kochać. Nie wiem to, co miłość. Jestem pusty, wypalony, samotny. Mimo wszystko staram się patrzeć w przyszłość przez różowe okulary jednak nie jest to łatwe. Już w innym komentarzu na tej stronie napisałem, czym dla mnie jest samotność, więc nie będę się powtarzał. Myślę, że częściowo rozumiem Twoje problemy, bo sam jestem samotny... Nie wiem jak to jest być Tobą i wspinać się pod Twoje góry, ale wiem jak to jest być człowiekiem z problemami i dlatego potrafię zrozumieć Twoje załamanie i niechęć do samego siebie... Chyba sam przez to przechodzę. Może jeszcze nie popadłem w tak skrajne załamanie, ale wież mi, że nie jest mi łatwo.

Wiesz... Najwygodniej by było gdybym dał Ci złoty przepis jak rozwiązać Twoje problemy, ale niestety takiego przepisu nie mam. Nie potrafię pomóc samemu sobie, a jak mam pomagać innym. Jednak myślę, że jednym z potencjalnych rozwiązań w Twoim przypadku to zmiana środowiska, może wyjazd do innego miasta, kraju... Jest wiele możliwości. Powiedz Ojcu, co Ci robi, jeśli nie potrafisz się przełamać to napisz list. Jeśli nie zrozumie to znaczy, że relacji między wami się nie da naprawić. Zmień coś w życiu, idź na kurs karate, tańca lub szachy... Obojętne, zajmij się czymś... Samotność najbardziej dobija w domu... Znam to z autopsji. Nie jest to łatwe, ale może Tobie pomoże. Samobójstwo to najgorsze wyjście, w taki sposób człowiek odbiera sobie definitywnie szansę na lepsze życie a przecież nadzieja umiera ostatnia, jeśli nie nigdy.

Życzę mądrych wyborów.
Pozdrawiam

romantyk1980
romantyk1980 19-09-2007 12:26

Nie ma sensu żeby tacie mówić co mi takiego złego zrobił,bo jeszcze mi powie "ja tyle serca włożyłem w twoje wychowanie,a ty jesteś teraz taki niewdzięczny",albo powie mi "a o co ci chodzi,odczep się ode mnie,nie masz bliższej rodziny,żeby się czepiać?".Z tatą nie ma co gadać.On i tak wpuści jednym uchem a drugim wypuści.Albo jak mu coś nie pasuje,to od razu zmienia temat.Albo znowu zaczyna krzyczeć,jeszcze dobrze,jak jest u mnie w domu i w domu krzyczy,ale bardzo często jest tak,że stoi w ogródku,obok chodzą ludzie,a on się wydziera.Jeszcze potem ludziom opowiada wszystkie szczegóły naszej kłótni.Mówi,co ja zrobiłem itd.I cała wieś wszystko o mnie wie.Narobi mi wstydu,nawydziera się,poniży przy ludziach,potem jedzie sobie do domu i ma spokój,a ja nawet na wieś ze wstydu wyjść nie mogę.Ciągle mi wypomina,że nie skończyłem studiów,że jestem prostakiem.Ciągle mi mówi "ja w twoim wieku...." itd. Tata jest po studiach,ma wyższe wykształcenie,jak pracował to był dyrektorem,moja mama pracowała jako główna księgowa.Także rodziców mam wykształconych.A ja mam średnie bez matury.Zawodówka KUCHARZ i liceum wieczorowe INFORMATYK.Ale bez matury.Bo nie przystapiłem,nie chciało mi się.I teraz mi wypomina na każdym kroku,mówi że jestem lumpem i prostakiem. Miejsca zamieszkania nie zmienię,bo 3 lata temu ledwo się tutaj wprowadziłem,nie mam pieniędzy żeby kupić sobie następny dom,za granicę nie wyjadę,bo mi tata nie pozwoli.Powie "gdzie ciebie znowu niesie".A zresztą ja jestem nieporadny życiowo,dla mnie pojechać pociągiem 100km ,to już jest wielka podróż,a co dopiero jechać za granicę.Rodzice zrobili ze mnie nieporadną życiowo kalekę.Tata ten dom,w którym mieszkam kupił mi,zapisał na siebie i powiedział ,że jak będę niedobry i niegrzeczny,to po jego śmierci dom przejdzie na własność gminy i powiedział że mnie "upieprzy".Z tatą nikt nie wygra.

Dopóki tata żyje,to ja mam przerąbane ,a jak tata kiedyś umrze i mama też,to zostanę całkowicie sam i będę miał przerąbane jeszcze bardziej.Bo jestem w ogóle nie przygotowany do życia,zwykłego rachunku nie potrafię zapłacić,bo jak mam pieniądze,to zaraz tata do mnie przyjeżdża,bierze rachunek,który mi przyniósł listonosz i moimi pieniędzmi w mieście opłaca wszystko,a ja tylko sobie siedzę w domu i nie muszę się niczym martwić.Moi rodzice wiedzą o każdej mojej wydanej złotówce.Także jak umrą,to ja nawet zapłacić rachunku nie będę umiał,albo załatwić jakąkolwiek sprawę w urzędzie,bo teraz jak jakaś sprawa jest do załatwienia to wszędzie ze mną tata jeździ i mi załatwia a ja tylko stoję obok i się przyglądam.Nawet teraz.Kilka minut temu był u mnie na chwilę przyjechał.I teraz pojechał po moją zaliczkę,którą mam dostać od ludzi.On ją weźmie i mi ją przywiezie jutro.
A jak tacie powiem żeby traktował mnie jak dorosłego,to obrazi się i powie "ja nawet przez rok do ciebie nie przyjadę i choćbyś zdychał z głodu,to ci nie pomogę,skoro jesteś dorosły,to radź sobie sam".Tylko że wtedy rzeczywiście ,choćbym umierał,to on nie przyjedzie.Bo taki jest.Albo żyje za mnie i wszystko za mnie załatwia,albo znowu odwrotnie. Tata popada ze skrajności w skrajność.Ile razy obcym ludziom mówił przy mnie "on ,gdyby nie ja to by zdechł z głodu,on przecież nigdy nie ma pieniędzy",tak mówi przy ludziach.A jak ja tacie powiem że mnie poniża,to tata "a jakie to poniżanie,przecież to prawda".

To jest mój ojciec,ale czasem modlę się żeby umarł,bo już mam go dosyć.Zmarnował mi moje życie i marnuje nadal.Przez tatę do końca życia będę starym kawalerem,bo on tą swoją nadopiekuńczością przestraszy każdą dziewczynę,która do mnie przyjdzie.Nawet jak będę chciał kiedyś jakąś dziewczynę zameldować u mnie,to ja tego zrobić nie mogę,tylko mój tata,bo dom jest zapisany na tatę.Więc będę musiał od razu lecieć do tatusia.A jak dziewczyna to zobaczy,to da sobie ze mną spokój....Tak mnie urządził.

Remontować domu nie mogę,sprzedać domu nie mogę,zameldować dziewczyny nie mogę,nic nie mogę.Jedyne co mogę,to mieszkać,użytkować,sprzątać itd.Ale to co napisałem wyżej,to od razu muszę do taty lecieć i pytać się o zgodę.Mam przesrane i tata to zrobił świadomie,chce mi pokazać że nawet po jego śmierci będzie miał nade mną władzę,jak dom przejdzie na własność gminy.A żeby go przepisał na mnie,to ja muszę dosłownie całować go po nogach i płaszczyć się przed nim,dopóki on żyje.Tylko coś nie tak,to koniec.Ciągle mi tata powtarza "pokorne ciele dwie matki ssie,a harde ani jednej".
Chyba nie muszę tego tłumaczyć?

Ciągle mi mówi "po co ci żona,możesz być sam i też będziesz szczęśliwi ile ludzi jest samotnych i są szczęśliwi i żyją"..... znam te teksty na pamięć.
Tylko że tata się ożenił,moja ciotka(siostra rodzona taty) mówi identycznie,a też ma męża i córkę.Wszyscy się żenią,a mi odradzają.Inne moje ciotki,jak im powiem że się żenię,to one do mnie "a masz pieniądze żeby utrzymać rodzinę?Zastanów się co ty robisz,masz jeszcze czas,jesteś jeszcze młody".
Tak 28 lat ,to mam jeszcze czas.
Moi rówieśnicy już mają żonę i dzieci.Dużo młodsi mają.
Nie dość że dziewczyny mnie zostawiają,bo mówią że mam małego i śmieją się ze mnie na sam widok,to jeszcze tata mi robi problemy,przeszkadza w poznaniu dziewczyny.Same problemy.Ja wiem że będę sam do końca życia,nawet nie wyobrażam sobie żeby było inaczej.
A niech mój tata żyje jeszcze ze 20 lat,to ja bedę miał przerąbane totalnie.

Wiem że nie powinno się tak mówić,ale czuję,że dopiero po taty śmierci ja tak na prawdę odżyję.Zacznę prowadzić normalne życie,tylko ciekawe kiedy? Za 20 lat? Jak już będę dziadem pod 50-tkę?
Wtedy już będzie za późno.



------edited by emilka------
wypowiedzi łączę. jeżeli chcesz coś dodać, użyj opcji "edytuj"

konstruktor
konstruktor 19-09-2007 21:58

Wiesz co... nie mam pojęcia co Ci powiedzieć. Ty sam sie przekreślasz, sam odbierasz sobie szansę. Nie pytaj ojca tylko jedź do dużego miasta. To nie jest wcale duży problem. Poszukaj taniego pokoju w internecie (kumpel w Toruniu płaci 250zł za pokój), zamieszkaj z innymi ludźmi, poszukaj pracy i żyj pełną piersią. Musisz przestać oglądać się za siebie. Musisz spojrzeć w przyszłość. Wiem co to znaczy mieć problemy... ale z problemami trzeba walczyć a Ty w nie się coraz bardziej zagłębiasz. Jeśli teraz nie zaryzykujesz to w przyszłości będziesz tylko mógł sobie pluć w brodę, że nie spróbowałeś... bo może jednak warto coś zmienić w życiu.

pozdrawiam

romantyk1980
romantyk1980 20-09-2007 03:03

Tak.Łatwo doradzać,łatwo mówić "wyjedź i po sprawie". Gdybym mógł wyjechać,to już dawno bym to zrobił.Moi rodzice gotowi są pojechać za mną na drugi koniec Polski i gotowi są wprowadzić się do domu na tej samej ulicy po przeciwnej stronie mojego.I jeszcze mi powiedzą,że akurat się nadarzyła taka cudowna okazja,że dom,który sobie kupili,akurat przypadkowo jest obok mojego.Ja już ich za dobrze znam.Wiem na co ich stać.

Emilka,bardzo ładne imię.Zawsze mi się podobało i brzmi tak ślicznie i delikatnie....Emilka :)

konstruktor
konstruktor 20-09-2007 10:23

Ja myślałem, że jestem w podobnej sytuacji. Ale jednego dnia wyjechałem i trafiłem do anglii. Później wróciłem i już nie mieszkam z rodzicami. Nie wyprowadziłem się z mojej pipidówy, ale w moim przypadku to nie było potrzebne. Nadal jestem strasznie samotny, ale mam perspektywy zmiany tego stanu.

Czy zauważasz, że masz złe nastawienie, cokolwiek ktokolwiek by Ci nie powiedział to ty zawsze znajdujesz argument przemawiający przeciw podpowiadanemu rozwiązaniu. Sam się blokujesz, nie rodzice. To, że za Tobą pojadą to są tylko Twoje domysły. Znasz ich świetnie ale nie możesz przewidzieć ich każdego kroku... więc zastanów się jeszcze raz i przemyśl swoją sytuację. Może masz ochotę na jakiś inny krok... gorąco zachęcam. Zgłoś się do poradni, może do lekarza aby Ci pomógł (wystarczy, że opowiesz co i jak, i zgłosisz myśli samobójcze to lekarz na 100% coś poradzi). Ja nie przechodziłem przez to... ale znam osoby, którym terapia pomogła... bardzo pomogła. Pamiętaj, że są na tym świecie też ludzie życzliwi wystarczy się rozejrzeć i kogoś się znajdzie.

romantyk1980
romantyk1980 20-09-2007 11:49

Mój tata jest po zawale,moja mama już 10 lat ma raka płuc i już kilka razy umierała w szpitalu,niedawno wstawili jej w serce rozrusznik.Moi rodzice są starsi,tata ma 65 lat a mama 60.Jakbym teraz wyjechał i np, mama by umarła,to tata by mi tego nie darował do końca życia.Nawet nie pozwoli mi wyjechać,bo zaraz powie "zostawiasz chorą matkę?,taki z ciebie wyrodny syn?".Takiego ojca nie masz i nie wiesz na co go stać.A gdzie ja wyjadę?Chyba pod most,bo nie mam stałej pracy,utrzymuję się sam,ale to jest praca dorywcza,raz jest raz nie ma.To co ,wezmę teraz taksówkę bagażową i pojadę np. do Torunia i gdzie wysiądę,co zrobię,gdzie pójdę?Ja prawie 25 lat mieszkałem w mieście,na największym osiedlu,wychowałem się w mieście i dla mnie problemem jest pojechać 50km do innego miasta.Od trzech lat mieszkam na wsi i dziewczyna ode mnie ze wsi całe swoje życie tutaj spędziła,20 lat mieszkała na wsi,a teraz siedzi sobie w Warszawie i pewnie już tam zostanie.Ja w Warszawie nigdy nie byłem i bym się tam zgubił.A taka (bez urazy) wieśniaczka sobie wsiadła w pociąg i sobie po prostu pojechała i pracuje tam w restauracji jako kelnerka,wynajmuje jakieś mieszkanie i tam mieszka.Poznała jeszcze bogatego faceta z samochodem,który też jest z miasta i już się ustawiła w życiu....Och,jakie to proste.
Ja jak miałem 17 lat i miałem dziewczynę,która mieszkała na drugim końcu mojego miasta,to tata mi zabraniał do niej jeździć,bo mówił że za daleko.A to było około 40 minut jazdy autobusem miejskim i jeszcze z jedną przesiadką.To co ja mówię o wyjeździe do wielkiego miasta,skoro miałem problem z dojechaniem do dziewczyny,która mieszkała na innym osiedlu,w tym samym mieście.
A wyprowadzić się nie mogę,bo nie zostawię domu i wszystkiego co w nim jest.Ja tego domu sprzedać nie mogę,może to zrobić tylko mój tata.Więc nie wyjadę sobie ot tak i nie zostawię wszystkiego.Mam swój ogródek,do którego się już przyzwyczaiłem,ogrodnictwo stało się moją pasją,kocham to robić.Dlatego teraz wyjazd do wielkiego miasta już odpada.Ja nawet nie umiem sobie wyrobić dowodu osobistego.Jak miałem wymieniany,to tata ze mną pojechał i mi załatwił,ja tylko podpisywałem co trzeba.Jak chce się wyjechać za granicę,to trzeba mieć paszport,też nie wiem gdzie z tym pójść i do kogo,co powiedzieć,co zrobić itd.
Jestem nieporadny,ale to rodzice ze mnie takiego zrobili.
Acha,jeszcze zapomniałem,że inna dziewczyna ode mnie ze wsi,ma 19 lat,już była w Bydgoszczy na studiach,sama,a teraz ma chyba 20 lat i jest w Anglii ze swoim chłopakiem.Wszyscy młodzi tutaj ze wsi powyjeżdżają,powyprowadzają się do miast,a ja tu zostanę taki wieśniak ze starszymi ludźmi i będą się gówniarze ze mnie śmiać.Że przyjechałem z miasta i mam gorsze życie niż oni,którzy całe życie mieszkali na wsi a teraz powyprowadzali się do miast i mają super życie.A ja tutaj zgniję w samotności.Dziewczyny ode mnie ze wsi już się wożą samochodami ze swoimi facetami z miasta.I widzę jak pod nosem się ze mnie śmieją,że jestem od nich dużo starszy,a nie mam nikogo i siedzę sam.Ja nawet prawa jazdy nie mam,a nie stać mnie teraz nawet żeby sobie zrobić.Bo niby skąd wezmę teraz 1500,czy 2000zł?Tata powiedział że mi nie da pieniędzy,że muszę sam.Samochodu też mi nie kupi.Dziewczyna ode mnie ze wsi ma teraz 21 lat,od niedawna jeździ samochodem i chodzi po wsi z głową podniesioną do góry,jaka ona dumna,że ma samochód,bo rodzice jej kupili i jeszcze zapłacili za prawo jazdy.Już dwa lata zbieram na nowy rower za 400zł i nie mogę uzbierać.Mam mały ,stary rowerek,na którym uczyłem się jeździć ,jak byłem mały dzieckiem.Takim rowerkiem jeżdżę i wszyscy się ze mnie na wsi śmieją,nawet małe dzieci,bo mają lepszy rower.Jeszcze mój rowerek ma pękniętą oponę i przy każdym wyjeździe trzeba pompować.A jak chcę gdzieś pojechać,to muszę pożyczać rower od sąsiada.Mam popsuty rower i dla mnie problem jest dostać się na okoliczną wieś 4km,a co dopiero myśleć o wielkiej podróży pociągiem na drugi koniec Polski.Ja mam problem żeby się ze wsi ruszyć,a co dopiero jechać do wielkiego miasta.Od kiedy mieszkam na wsi,to jestem odcięty od świata.Jedyny mój kontakt ze światem to internet i telewizja.Nawet jak się umówię z dziewczyną,to jak to będzie wyglądało,jak przyjadę na randkę małym rowerkiem ,albo autobusem.Przecież to wstyd.Dziewczyna mnie wyśmieje.One oczekują że przyjadę samochodem,przecież to będzie kompromitacja.A do autobusu miejskiego mam 3 km pieszo przez las.U mnie na wsi każdy dzieciak ma komórkę z kamerą,z internetem,z melodyjkami,bajerami i chodzą po wsi i się chwalą.A ja komórki nie mam.Tutaj każdy ma,a ja nie.Nie stać mnie żeby co miesiąc wydawać 50zł,żeby doładować konto.I tak mam dużo wydatków,nie mając stałej pracy.Cyfrowy Polsat,internet,prąd,woda,butla gazowa,na zimę 2-3 tony węgla,telefon.I jeszcze muszę jeść.I oczywiście chciałoby się oprócz tego mieć jakieś przyjemności(telefon komórkowy,nowy rower,nowe ciuchy itd).Nie stać mnie.
Mój sąsiad.Bardzo miły i dobry człowiek.Tutaj na wsi nie ma takich ludzi jak on.Tylko że jest ciężko chory,jak był w moim wieku,to zachorował na schizofrenie paranoidalną i teraz chodzi do psychiatry co jakiś czas i bierze leki.Ale tak to jest bardzo dobrym człowiekiem,pomaga mi ,jak mi czegoś brakuje itd.To jakiś czas temu powiedział mi:"Andrzej-my jedziemy na tym samym wózku".
I chyba ma rację.
On ma 50 lat,jest kawalerem,jeszcze jest chory i mówi że tak już zostanie.A ja skończę tak samo jak On.Jak moi rodzice umrą,to zostanę całkowicie sam,nawet rodziny nie będę miał(On przynajmniej ma rodzinę za ścianą) i tak do końca życia.A jak już będę stary i niedołężny,to zgłoszę się do przytułku i tam umrę.Tak właśnie widzę swoją przyszłość.
Gówniarze ze wsi będą mieli dzieci,wnuki,a ja będę zdychał w domu opieki.Albo w ogóle zdechnę w samotności u siebie w domu i nawet nikt nie będzie o tym wiedział,skoro nawet nikt do mnie nie przychodzi.

Edaa
Edaa 23-09-2007 17:05

przysłuchałam się waszej rozmowie i chciałabym zauważyć jedną ważną rzecz. Uważam,że to wielki postęop,że potrafiłeś się tak otworzyć i powiedzieć wszystko.wyobrażam sobie ile trudu musiało Cię to kosztować.to już duża rzecz.I choć Cię nie znamy to wcale nie jest tak jak mowisz-nie wszyscy się Tobą brzydzą i nie chca rozmawiać.Wiemy ile odwagiz Twojej strony wymaga to,że nadal żyjesz.Choć wiemy o Twoim zyciu nadal chcemy z Toba rozmawiać.Powinieneś być dumny.

romantyk1980
romantyk1980 25-09-2007 02:10

Już nikt nie chce ze mną rozmawiać,a odwagi i ochoty do tego by żyć też już nie mam.
Przepraszam moderatorów za kłopot.
Już mnie nie ma.

natalka2
natalka2 11-10-2007 22:20

A myślałeś o wizycie u psychologa lub psychiatry? Takie wizyty na pewno pomogłyby Ci Pewnie nie od razu ale po jakimś czasie odczułbyś różnicę Napisałeś że Twój sąsiad jeździ do psychiatry, więc na początku nie miałbyś problemu aby się tam dostać, dojechać. Nie byłbyś sam tylko miałbyś wsparcie człowieka, któremu ufasz.I kolejna sprawa.. Nie jesteś takim nieudacznikiem za jakiego się uważasz. Utrzymujesz się sam, z zarobionych PRZEZ SIEBIE pieniędzy.To dużo - uwierz mi! Znam mężczyzn, których utrzymują żony bo mają 2 lewe ręce do pracy. Pracujesz i dostajesz za pracę pieniądze a więc wykonujesz ją DOBRZE - SAM!Kolejna sprawa to szkoła - ukończyłeś liceum wieczorowe. Chłopie!! wiesz ilu ludzi chciałoby ukończyć liceum? Dla niektórych ukończenie zawodówki jest trudne. Chcę Ci tylko uzmysłowić że to co zdobyłeś - zdobyłeś SAM! chociaż wiem że było Ci bardzo trudno to osiągnąć - "sięgałeś na palcach po to co inni mają na ziemi". Kolejnym problemem są dziewczyny - pisałeś że miałeś już dziewczyny.. To też dużo Ja jeszcze nie miałam żadnego chłopaka ;( i dlatego znalazłam się na tej stronie bo czasami czuję się bardzo samotna. A chamskie zachowanie tych dziewczyn w stosunku do Ciebie świadczy tylko o nich. życzę Ci abyś znalazł osobę która zaakceptuje Cię takiego jakim jesteś i pomoże przezwyciężyć Twoje problemy. Obok masz sąsiada który cierpi tak jak Ty. Odwiedź go! Pewnie będzie Cię rozumiał jak nikt inny i znajdziesz przyjaciela, który byćmoże pomoże Ci.

Qtoś
Qtoś 25-10-2007 19:33

Hej Natalka2 ma rację. Nie wiem czym ten koleś się tak przejmuje, chyba zbyt wyolbrzymia swoje problemy. Trzeba wiezyć w siebie. Ja też mam problemy.Czesto nie wiem o czym z kimś gadać i przez to jestem samotna bo prawie się nie odzywam. Ale staram się. Chętnie bym się z wami spotkała:P Ciekawe czy naprawde tak jest, wydaje mi sie że troche przesadzacie.

FINKA
FINKA 17-11-2007 20:48

Dzięki Bogu jest takie miejsce jak to forum gdzie mozemy sie spotkac ludzie którzy maja problemy.Okropne jest co cie spotkało ale musisz wziąsć sie w garsc i zabrac sie za swoje zycie.nie słuchaj ojca,wbija ci jakies głupoty do głowy.A te panny to jakies idiotki.Nie martw sie.
poradzisz sobie ylko musisz w to uwierzyc w razie co pisz do mnie zawsze znajde czas zeby pogadac

emilcia
emilcia 18-11-2007 23:03

Musze przyznać,że rodzice rzeczywiście wyrządzili Ci wielka krzywdę, ale Ty również sam siebie krzywdzisz takim nastawieniem.Jestem pewna że jesteś wartościowym człowiekiem i Twoje słowa kłócą sie z tym obrazem Ciebie jaki sobie wyobraziłam.Moi rodzice też nie przygotowali mnie zbyt do zycia, ale mam tą chęć,tą wolę walki, którą bardzo chętnie bym Cię zaraziła gdybym w jakiś sposób mogła.

Odpowiedz w wątku
Zobacz wszystkie komentarze do "Samotność"