Szukaj

Czy małżeństwo robi z nas prostytutki?

W ramach wszystkich kontrowersji otaczających temat prostytucji – za bądź przeciw prostytucji, za bądź przeciw karaniu klientów prostytutek – argument istnienia swojego rodzaju prostytucji, prostytucji w parze, często jest również przytaczany, przede wszystkim po to, aby udowodnić powszechną obecność pewnej formy „zapłaty” seksualnej, nawet w instytucji małżeństwa.



W przeciwieństwie do abolicjonistów, którzy asymilują prostytucję z handlem ludźmi i z niewolnictwem, niektóre liberalne ruchy oceniają, że fakt zwalczania prostytucji jako plagi, ukrywa w rzeczywistości fakt naszej chęci umoralniania społeczeństwa. I aby sprzeciwić się tej rzekomej ofensywie moralnej, porównywanie prostytucji „klasycznej” oraz prostytucji małżeńskiej jest argumentem wstrząsającym, opierającym się na tezach badaczy takich jak Gail Pheterson, która stwierdza istnienie transakcji ekonomicznej w małżeństwie w takich słowach: kobiety muszą dostarczać usługi domowe, seksualne i reprodukcyjne mężczyznom, w zamian za wynagrodzenie materialne, mniejsze bądź większe.

Paola Tabet, ze swej strony, przywołuje continuum wymiany ekonomiczno-seksualnej, która idzie z flirtu do małżeństwa, przechodząc przez prostytucję. W tym kontekście, wręcz musimy postawić to pytanie: czy ta wymiana ekonomiczno-seksualna jest jedynie objawem poddania się kobiety sile męskiej w niektórych parach, czy też małżeństwo, przez samą swoją naturę, robi z każdego współmałżonka „dziwkę”, niezależnie od płci? Tak, tak, mężczyzn też to dotyczy.

Wróćmy do fundamentów instytucji: jeśli małżeństwo jest uważane za uroczysty akt założycielski (rodzina), to pozostaje ono przede wszystkim kontraktem, podpisywanym przez członków, i generującym wzajemne obowiązki między małżonkami, przede wszystkim obowiązek społecznego życia po ślubie, nazywany dawniej „affectio matrimonialis”. A ponieważ małżeństwo prymitywnie zostaje nakierunkowane na przeżycie gatunku, to społeczne życie to coś znacznie więcej niż tylko wspólne mieszkanie. Para musi się rozmnażać.

Mówisz małżeństwo, mówisz seks


Obowiązek ten ma swoje konsekwencje: małżeństwo zakłada istnienie relacji seksualnych w parze, nawet jeśli są one sterylne. A te relacje seksualne są uważane za zastaw prawdziwej intencji ożenku, słynne „affectio matrimonialis”. Z tego tytułu, seks na łonie pary małżeńskiej jest podstawowym elementem samej instytucji. W konsekwencji, współmałżonek, który seksualnie unika drugiego, może spotkać się z pozwem rozwodowym ze strony wymuszonego abstynenta.

Co jeszcze ważniejsze, odmowa stosunków seksualnych „ab initio” (to znaczy, małżeństwo nieskonsumowane) może być przedmiotem prośby o anulowanie małżeństwa. Oczywiście, wszystko to jest teoretyczne. Ale codzienna rzeczywistość par małżeńskich, czy rzeczywiście wyklucza ona jakąkolwiek wymianę seksualną o charakterze ekonomicznym? Wcale nie takie pewne.

Podaż i popyt


Jako obowiązek, milczący bądź wyraźny, seks może zbliżać się do faktycznej transakcji ekonomicznej. A świadczenia seksualne na łonie pary małżeńskiej zapisują się bardzo często w system taryfikacji domyślnej, który wykracza daleko poza zwykłą zgodę na stosunek seksualny, pozwalającą uniknąć konfliktów. Zrobić wysiłek, kiedy naprawdę nie mamy ochoty na uprawianie miłości, przyznawanie drugiemu kompensującej pieszczoty, to jedna rzecz.

Ale rynek globalny, polegający na podaży i popycie długoterminowym, oto co ma ciężkie konsekwencje i co sugeruje często postać długoterminowej prostytucji w małżeństwie. Seks małżeński, to czasami argument w negocjacjach, a także narzędzie do regulowania konfliktów. A kiedy prasa kobieca przywołuje w sposób prawie imperatywny znaczenie spełnionego życia małżeńskiego, aby „zachować związek”, to zachęca ona w pewien sposób do taryfikowania związków seksualnych.

W rzeczywistości, ciągłe wyjaśnianie i tłumaczenie, że bez spełnionego życia seksualnego (i regularnie doprawianego) para małżeńska jest w niebezpieczeństwie, zakłada pomijanie istnienia nawet pożądania: trzeba uprawiać seks, aby związek żył, bo inaczej znudzony małżonek zwróci się w kierunku przyjemności z zewnątrz. Trzeba dostarczać, trzeba produkować seks, zarazem w wielkich ilościach, jak i oszałamiający jakościowo, aby zachować dobre funkcjonowanie związku w całej rozciągłości. Zmuszanie się jest więc uznawane za „akt dojrzałości seksualnej”.

Dość łatwo więc dochodzimy do pewnego rodzaju „dealu”, który warunkuje zdrowie samej pary: śpię z tobą, zadowalam cię i czynię cię szczęśliwym. W zamian, ty mi dajesz codzienne szczęście, unikamy konfliktów, zostajesz ze mną. Przeciwnie do pozorów, nie ma już dyktatury wydolności, ale pojawia się schemat wymiany ekonomicznej, gdzie monetą jest seks.

Zresztą, ekonomiczne składniki seksu małżeńskiego przekraczają dzisiaj proste zarządzanie finansami na łonie pary, mimo że krążenie dóbr jest jeszcze efektywne (małe prezenty, gratyfikacje, różne dobra materialne...). A jeśli można było stwierdzić, że kobiety dostarczały kiedyś usług seksualnych w zamian za bezpieczeństwo materialne, dostęp do autonomii finansowej uczynił ten składnik prawie śmiesznym, nawet jeśli w praktyce kobiety dalej zarabiają często mniej niż mężczyźni.

Faktem jest, że kobiety nie śpią już z mężczyznami w zamian za „dach nad głową i utrzymanie”, ale małżonkowie wymieniają seks za nagrody relacyjne, tak samo jak i materialne. Dziś w rzeczywistości, obydwu płci dotyczy małżeńska taryfa seksualna: presja ciąży zarówno na kobietach, jak i na mężczyznach, a seks jest prawdziwą wartością dodaną, która determinuje często dobre zdrowie pary i staje się z biegiem czasu rodzajem waluty.

A tutaj, nie chodzi po prostu o unikanie kłótni czy też zaspokajanie potrzeb swojego małżonka, ale o używane seksu jako środka sprzedawania się drugiemu jako dobrego jakościowo partnera. A inwestycja ta jest raczej opłacalna, ponieważ jakość życia seksualnego, niezależnie od dosłownego pożądania, wpłynie na przetrwanie samej pary. I to tutaj właśnie wchodzimy w terminologię prostytucyjną, która przywołuje pojęcie przyzwolenia na działanie, a nie chęć działania. To rozróżnienie między przyzwoleniem a chęcią jest nawet w centrum pojęcia prostytucji.

Ale w przeciwieństwie do klasycznej prostytucji, w której dana jednostka prostytuująca sprzedaje swoje względy, uwalniając w ten sposób swojego partnera od wszystkich innych zobowiązań (czułość, uczucie, uwaga), prostytucja w parze jest środkiem pozwalającym uzyskać te względy, niezależnie od przyjemności, które ewentualnie czerpiemy z aktu seksualnego. Układ małżeński, który zdaje się być jednak dość daleki od prostytucji, ujawnia nawet w swoich fundamentach obecność świadczenia usług seksualnych taryfikowanych.

Czy można więc powiedzieć, że kiedy tylko się pobierzemy, wszyscy stajemy się „dziwkami”, każdy na swój własny sposób?

Komentarze do: Czy małżeństwo robi z nas prostytutki?

Ta treść nie została jeszcze skomentowana.

Dodaj pierwszy komentarz