Szukaj

Samotność - droga ku rozpaczy

Komentarze do: Samotność
Odpowiedz w wątku
detached
detached 27-06-2010 22:07

Witam Wszystkie Samotne serca, nie tylko te osoby co nie mają partnera, ale w szczególności tych co nie mają przyjaciół ; osób z którymi można porozmawiać i się zwierzyć. Mam 17 lat i muszę przyznać, że z wielkim trudem przyszło mi tu cokolwiek wydukać. Przypadkowo natrafiłam na te stronę i zaczęłam powoli wszysko czytać, wypowiedzi ludzi : o ich istnieniu i ich problemach. Jakby znak z nieba, który dał mi dużo do myślenia. Szybko uświadomiłam sobie, że ten problem dotyczy i mnie, nawet cieszę się, że dane mi było tu trafić. Jednak, nie jestem pewna, czy dobrze robię wypowiadając się na temat samotności. Nawet nie wiem czy ktokolwiek będzie to czytał, rozważał to co napisałam. Nie oszukujmy się, nic to nie pomoże choćy nie wiem co..


Zacznę wszytko od początku, streszcze to co mnie boli. Spróbuję ukazać samą siebie, moje wałsne ja. Tak ja już wczęśniej wspomniałam, jestem siedemnastolatką.... nastolatką, która pozornie nic nie może wiedzieć o życiu.
A jednak życie mimo tak krótkiego czasu, zdarzyło mnie doświadczyć. Tak ciężko jest mi zacząć, powiedzieć to co leży mi na sercu.

Jeszcze do niedawna, gdy miałam chociażby te 13 lat byłam inną dziewczynką. Radość z życia ze mnie kwitła, pewność siebie to było dla mnie coś oczywistego. NIe zamartwiałam się tym, że kiedyś moge zostać sama jak paluch. A nastąpiło to tak w krótkim czasie. Zaledie kilka lat póżniej.

Moja cała przygoda z depresją i izolacją zaczęła się od momentu gdy, moja najukochańsza niegdyś cioteczna siostra z którą byłam tak bardzo żyta, powiedziała nagle NIE CHCE MIEĆ Z TOBĄ NIC DO CZYNIENA. Był to ogromny cios dla mnnie. Miałam czas na rozważania. Przyznaję się, że nie byłam najlepsza w stosunku do niej, potrafiłam jej dać ostro czadu. Wyklinałam ją za byle co, chociażby, że do mnie nie przyjechała, byłam zazdrośnicą, zdolną nawet nawyzywać i się wściekać za to, że kupiła sobie podobną rzecz. Dogryzałam jej, że jest grubsza od mnie itp.. Obgadywałam ją strszanie do mojej mamy, siostry, czy nawet brata. Jednak czasem też potrafiłam okazać trochę skruchy, potrafiłam przede wszystkim przynać się do błędu i powiedzieć " że jestem -----". Wiem, że to moja wina i sama na to zasłużyłam, bo jak mogłam być takim potworem. Pominęłam fakt, że może moje zachowanie jest skutkiem mojego ojca. Od zawsze bił moją mamę i resztę rodziny łącznie ze mną, czasem myślę, że to on jest głównym powodem, który spowodował moje zachowanie w stosunku do innych. Nie liczyłam się z ludźmi, musiałam być we wszystkim nalepsza i to inni musieli się przede mną kłaniać. Gdy ona jako pierwsza osobą powiedziała koniec z tym, wtedy zaczął się płacz, rozpacz do mojej matki. Biedulka musiała nawet dzownić i prosić się 13 latki żeby mi wybaczyła i zaczęła się ze mną kolegować, ale i to nie pomogło, bo mimo więzi krwi ona stanowczo mówiła CIOCIU NIE! Do dziś jestem wściekła sama na siebie, ale i mam żal do własnej rodziny, że jak może własna siostra nie wybaczyć siostrze. Szczerze mówiąc ja bym wybaczyła. I tak się to wszystko zaczeło, płacz przez 2 miesiące, i nawet posunełam się do tego, że olałam swoją pseudo przyjaciółkę i zostałam sama. I tak mijały kolejne dni, spędzone samotnie w czterech ścianach. Wakacje przestały już mnie cieszyć, wręcz były udręką. Nie wiem co ja sobie myślałam, że takim postepowaniem będę miała za sobą wężyk ludzi.

To był bląd za który słono zapłaciłam. Zdałam sobie sprawe, że jestem sama, ale potrzymywała mnie myśl, że niedługo pójdę dalej do szkoły znajdę koleżanki,a przede wszystkim chłopaka. A tutaj niespodzianka, czyli wielka klapa. Chodzę do liceum już od roku i niestety nie znalazłam sobie żadnej dobrej koleżanki jedynie koleżanki " na cześć i co uciebie''? One już mają przyjaciółki z młodszych lat i na siłe niczego nie szukają, w stosunku do mnie. Strałam się być lepszą osobą, być odbra i przykładna, wchodzić w tyłki, ale nie pomogło, bo kazdy miał mnie w dupie. W końcu przestałam i stwierdziłam, że jestem niepotrzebna na tym świecie i jestem dziwna skoro nikt nie chce się ze mną przyjaźnić.

Jest trzeci dzień wakacji : Jest mi bardzo, bardzo smutno, że nie mam znajomych i siedzę sama w domu. A w tym czasie moje koleżaneczki świetnie się bawią i mają pewnie niezłą radochę ze mnie. A największą satysfakcje ma moja siostrunia. Do dziś mam do niej najgorszy żal, że mi nie wybaczyła słowem " już tak nie rób, bo jeśli się to powtórzy to już nie będzie kolejnej szansy" Siedze tylko nic nie robie, mam strsznego doła nie chce mi się nic. Bradzo dużo myśle, tak strsznie chciałabym wyłączyć ten głupi pusty łeb!
Nie chce gadać już z nikim, teraz to już mam jakby pretensję do każdego, do całego świata, że ludzie są tacy okropni, tylko lubią człowieka wykorzystać. Mam w dupie czyjeś problemy. Sama nie wiem czego chce, chyba przespać całe życie i zniknać! Szukam zrozumienia, a sama kigo nie rozumiem. NIe potrafię już gadać z ludźmi, nawet się wstydzę, co nigdy do tego nie dochodziło.. Zastanaiwam się nad każdym wypowiedzianym słowem, zero spotanu. Jestem przekonana, że będe już do konca sama i zostane starą panną. Moją mama mnie pociesza, że wcale tak nie jest i, że jestem ładna nawet bardzo. Ja w to wątpie, kto by chiał takiego pojeba. Nie moge narzekać, że jestem brzydka i dokuczają mi, bo tak nie jest, mówmy sobie prawde... ale co z tego jak ja uważam siebie za brzydką, mam to wbite w głowę. Wiem doskonale, że ludzie mają gorsze nieszcześcia, bardzo mi takich osób szkoda. Bardzo. Mam obsesję, że jestem za gruba, cały czas pierdziele o swoim brzuchu, zaglądam pod bluzkę i bez lusterka ani rusz. -----.. co się ze mną dzieję. Tylko gadam kto jest brzyki kto ładny. Tak bardzo tego żaluję, że taka jestem. Mam takie wyrzuty sumienia. Oczekuję żeby ktos mnie zrozumiał, ale czy ja rozumiem innych. Chyba nie.

Nie lubię małych dzieci, nie lubie przytulania, nie lubie całowania, mało tego - prostego witania i poznawania nowych ludzi, rozmawiania przez telefon. Krótko mówiąc, dzik.

Już nie ufam nikomu, tylko mamie.. A siostrze, bratu nie.. Znajdę sto powodów, że ktoś jest okropny i nie jest ok. Nie zapominam o sobie, twierdzac, że jestem ----- i czego szukam. Ideały nie istnieją.

Mój chyba jedyny plus jest taki, że staram się byc zawsze sprawiedliwa i zwykle staje między młotem, a kowadłem. Chce z każdym żyć w zgodzie, a tak się przecież nie da.
W mojej obecnej klasie znalezło się dwóch chłopaków, którzy stali się pośmiewiskiem. Tak bardzo mi ich szkoda, że nie chcą inni z nimi gadać, smiechy i chichy, drwiny.. Płakać mi się chce, serce mi się kraja. Nie moge tego przeboleć. Wyobrażam sobie jak to by było ze mną, szkoda mi ich. Niestety tacy sa ludzie, żebym teraz nie wiadomo jak chciała się zmienić to i tak świata nie zmienie.

Brak asertywności to mój kolejny minus. Nie potrafie powiedzieć "nie". Mało tego nie do końca umiem wybaczać ludziom. Jak ktoś raz, coś zrobi nie po mojej myśli, koniec, zapdanie mi to w pamięci na długi, długi czas. Mam w sercu tak wiele nienawiści, goryczy i smutku, że sama siebie nienawidzę!

Co raz bardziej uważam, że jestem porabana ostro w mózg. Ale wiem jedno, nie widze malowniczej wizji swojej przyszłości. Nie powinnam jednak aż tak narzekać. Doskonale o tym wiem. Mam prawie wszystko : dobrze się uczę, mówią, że jestem uzdolniona i urodziwa, dość ładnie staram się ubierać zastanwiając się tylko co by tu sobie kupić. Na wszystkie wydatki daje mi mama. NIczego mi nie odmawia, mam wszystko. Ale co z tego, skoro każdego dnia mam doła i nie daje mi to radości. Nie potrafię się już cieszyć, ani żatować. NIc nie jest w stanie poprawić mi humor. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że najłatwiej jest mi się śmiać z czyjegoś nieszcześcia, z głupiej wywrotki kogoś na ulicy lub poslizgu. Wtedy jest haaaaaaaaaa.. Maskra.


Żałuję, że nie udało mi się opisać tutaj, tego co tak naprawdę czuje. Jakim jestem dziwakiem.
Chciałabym jedynie powiedzieć, że bardzo szkoda mi wszystkich tutaj ludzi, którzy mają jeszcze gorsze problemy i odczuwają jeszcze mocniej samotność. Pozostaje mi powiedzieć tylko, że cuda nie istanieją i niewiadomo czy coś się kiedyś ułoży. Ale mam nadzieję, że słoneczko zaświeci jeśli nie tutaj to na tamtym świecie. Nie wiem czemu Bóg skasuje niektórych na takie cierpienie. Czemu inni mają dobrze, a inni źle? Czemu nie ma sprawiedliwości? Szukam odpowiedzi, ale nie moge jej nigdzie znalezc ...

malolata
malolata 29-06-2010 01:15

myslalam, ze jestem jedyna siedemnastolatka, ktora dreczy koszmarna samotnosc,dziwadlem,co majac wokol siebie tylu ludzi, nie potrafi nawiazac blizszej relacji,jestem w szoku, ze mamy tak zblizona sytuacje,naprawde. Dzisiaj czwarty dzien wakacji, jestem zalamana, kolejne godziny spedzone w domu na nic nie robieniu. czuje sie winna, bo wiem, ze sama do tego doprowadzilam, nie jestem w stanie tego zmienic

asica0000
asica0000 15-07-2010 19:38

ej wiecie co dziewczyny, jestem w Waszym wieku i przeżywam to samo co Wy :( wakacje powoli mijają a ja siedze w domu, z nikim się nie spotykam. jak pomyśle sobie, że inne dziewczyny świetnie się bawią i korzystają z wakacji to mnie krew zalewa. zielenieje z zazdrości, zaraz potem dochodzę do wniosku, że jestem beznadziejna i nikomu niepotrzebna. coraz trudniej mi z tym żyć, aż boję się myśleć co będzie kiedyś. czy już zawsze będę samotna?! najgorsze w tym wszystkim jest to, że kiedy ktoś próbuje się do mnie zbliżyć, poznać mnie, ja robie się wobec niego chłodna i nieprzystępna. jednak w głębi duszy tak bardzo chciałabym się z nim zaprzyjaźnić. nie potrafię tego przezwyciężyć. jestem chyba rąbnięta..
dochodzi już nawet do tego, że zaczynam się oddalać od swojej rodziny.. zamykam się w pokoju, obiady jem sama, na wszelkie przyjęcia rodzinne chodzę tylko dlatego bo nie wypada nie iść :| kończy się na tym, że przesiedzę kilka godzin prawie nic nie mówiąc i wracam do domu w paskudnym humorze. powinnam coś z tym zrobić ale nie umiem sobie pomóc.

detached
detached 25-07-2010 19:45

Detached to znowu ja. Minął miesiąc wakacji, a ze mną dzieję się coraz gorzej. Nie widzę już żadnego wyjścia z mojej sytuacji. Prawdę mówiąc, gdy po raz pierwszy odważyłam się tu napisać miałam promyk nadziei, że jednak zdołam z tego wyjść.

Trzy tygodnie temu, mój brat przyleciał na trzy tygodniowy urlop do Polski. To była szansa dla mnie, idealny moment aby zmienić moją sytuację na lepszą. Jedank sprawy potoczyły się inaczej.

Niejednokrotnie żaliłam mu się, że jest mi strasznie smutno i chciałabym mieć dobrych znajomych. Twierdziłam, że z mojego otoczenia ludzie są nie do wytrzymania i jestem przez to sama. Miałam nadzieję, że pomoże mi wyjść z tego doła i zdołam się dzięki niemu otowrzyć dla ludzi. Wszystko na marne, wina jest tylko i wyłącznie moja. On z dobrego serca zaczął mnie wszędzie ze sobą zabierać. Pierwsza współna impreza z nim i z moją pseudo koleżanką była udana, na drugi dzień również nawet doszło do tego, że zaczełam flirtować z Jego kolegą. Niestety kolejne wspólne wypady okazały się klapą. Kompletnie nie wiem co się ze mną zaczeło dziać. Wyjechaliśmy na kilka dni, był tam ten chłopak i kilka innych znajomych. Tego samego dnia miałam strasznego doła nawet mówiłam mojemu bratu, że nie chce z nim jechać, bo wiem czym to się skończy. Ale jednak uległam własnej pokusie i zaryzykowałam, podświadomie więdzac, że będzie to straszna lipa. Nie myliłam się. Nie byłam zbyt wylewna, nie mogłam się odnaleść wśród jego znajomych. Widać było, że każdy do mnie zagadywał i chciał ze mną mieć jak najlepsze relacje, ale ja jak zwykle spierdzieliłam wszystko. Niby się odzywałam, ale zbytnio nie chciałam gadać. Wstydziłam się tak to było. Pewnie zrobiłam wrażenie zarozumialca. Udawałam, że jestem strasznie zmęczona i skacowana i dlatego jestem taka małomówna. Co prawda dużo wypiłam, ale to nie było przyczyną. Bałam się powiedzieć cokolwiek głupiego, doszłam do wniosku, że lepiej jest milczeć niż gadać głupoty. Bo jak ja się wstydzę to zaraz myle się w tym co gadam. Dlatego wolałam tego uniknać. Czasami się odezwałam, odpowiedziałam i często uśmiechałam. Choć miałam wrażenie, że każdy wie co się kryję za tym sztucznym uśmiechem. Później jak nadażyła się kolejna okazją na wspólne spotkanie, unikałam ich.

Od tej pory stwierdziłam, że wszystko to jest moją winą. Miałam idealną okazję żeby zabłysnać, a ja mądra nic w tej sprawie nie zrobiłam. Teraz wiem, że to ja jestem dziwna. Mam przez to strasznego doła, że zrobiłam z siebie iditokę, a miałam taką szansę. Nie widzę już żadnego wyjścia z mojej sytuacji. Mój brat dziś wrócił do swoich. Jestem już sama. Mieszkam z ojcem i z mamą, nie mam nikogo. Jak on był wszystko wydawało się inne, gdzieś mnie tam zabrał. A teraz wiem, że kolejne dni spędze sama w domu, na łóżku i przy tym użalając się nad sobą.

Co za zbieg, przez cały jego pobyt było upalnie, a kiedy go nie ma jest okropna pogoda. Dziś cały dzień przeleżałam, w nocy nie mogłam spać, ponieważ dręczyły mnie moje myśli. Zdarzyło mi się pare razy płakać, nawet chodziły mi po głowie myśli, aby gdzieś iść do lasu i nie wrócić do domu. Tylko tam zostać. Jest Niedziela, powinam iść do Kościoła, byłam do niedawna tak przykładna, a teraz nawet nie mam ochoty iść i się pomodlić.
- i tak mi to nic nie pomoże, tyle razy chodziłam modliłam się i nic. Nie wiem co ja sobie myślę, to proste, że nic się nie zmieni. Ale teraz to ja mam pretensje do całego świata nawet do Boga.

Pozostaje mi tylko jedno wyjście, nie jeść, stać się bardziej podatna na sen i przespać życie. Na koniec wylądować w szpitalu i odizolować się od innych. Jednak powiem szczerze piszać to teraz, tak patrzać, wydaję się to dla mnie absurdem. Ale chyba to będzie dobrym rozwiązaniem.

Na tym kończę mój dzisiejszy dzień i chyba na tym koniec.

A teraz pare słów do Was dziewczyny:
Przyznaje się, że nie myślałam, że kto kolwiek odpowie na to co napisałam. Raczy to przeczytać. A tu miła niespodzianka, która poprawiła mi humor. Co ja moge wam powiedzieć. Z własnego doświadczenia wiem, że jest wam trudno.

Do Małolata: Współczuje, że masz taką samą sytuację jak ja. Też mam pretensję sama do siebie, że nie moge z tego wyjść i sama do tego doprowadziłam. Co ja mogę Ci powiedzieć praktyczne nic, bo sama nie mam sobie nic do powiedzenia.

Tak samo Do Asica mam to samo, też odalam się od rodziny, jest oschła, wole nic nie mowić, prędzej komentuje wszystko w myślach niżeli słownie.

Reji
Reji 30-07-2010 18:27

czesc wam dziewczyny. Kurde pierwszy raz komentuje cokolwiek wiec moze wyjsc fatalnie. Mam 17 lat i niestety nie jestem dziewczyna, jestem chlopakiem a dziwne ze mam identyczne odczucia jak wy i to mnie juz niszczy. Czuje to samo od ponad 3 lat, nie umiem sobie z tym poradzic, niby mam zainteresowania ale i tak tej samotnosci nie "zajmuje" niczym. Detached moze to glupio zabrzmi ale nie odtracaj Boga <tak moja mama mowi, ktora wielokrotnie mnie probowala pocieszac, prawila mi komplementy itd.> czytalem ksiazki, ze milosc Boga zniweluje ta pustke w sercu ale mi to nie starcza, czuje taka pustke z braku milosci. Mam niby przyjaciela ale to taki przyjaciel ktory mnie wyzywa i niby na zarty ale ja mam slaba psychike i biore to do siebie. Krotko mowiac wspolczuje wam wszystkim sobie tez za to poczucie samotnosci. Chcialbym to uczucie usunac znalezc kogos bliskiego, dziewczyne, ktora bedzie mnie kochac tak samo jak ja ja i zycze wam znalezienia takiego kogos wam. Ja nie ufam ludziom chyba ze rodzinie i tylko mojemu tacie i mamie no i troche rodzenstwu i przedewszystkim ufam Bogu. Kurde ale belkot okropnie wyszlo ale i tak nie moge wyrazic tego uczucia w slowach.I to chyba koniec. Powodzenia wam zycze.

Reji
Reji 30-07-2010 18:40

A jescze z tą słabą psychiką to nie jest tak, że mnie biją lub wyzywają bo <tak ja zauważyłem> ze chłopacy się mnie boją z powodu bycie tak zwanym "metalem". Mam koleżanki w technikum <w klasie> które chyba mnie nie lubią, bo miałem kiedys takiego przyjaciela ktory sie podniecal wsystkim i sie ode mnie odsunal tak ze juz nie mam przyjaciela i on nagadal cos na mnie i mnie nikt nie lubi w klasie. Tez mi sie wydaje ze odczuwam samotnosc bo w podstawowce i gimnazjum nikt mnie nie zaakceptowal. W podstawowce mna gardzili, wyzywali, bili. W gimnazjum zaczalem cwiczyc zeby sie postwaic temu ktos mnie wyzywal ale zauwazylem ze przez to nikt nie chcial sie kolegowac ze mna. Boze jak ja pisze bez ladu i skladu mysle ze mnie zrozumiecie znaczy ten belkot :). No i to chcialem dodac :)

detached
detached 31-07-2010 17:42

Reji Twoja wypowiedź wcale nie wyszła Ci fatalnie. Skąd ta myśl. Piszesz składnie, poprawnie, więc nie masz co się krytykować. ;)) a i nie jest to bełkotem. Ja również staram się pisać to co czuje, ale zupełnie mi to niewychodzi.

Mam nadzieję, że znajdziesz dziewczynę i będziesz z nią szczęśliwy. Niebawem to nastąpi. Masz dobre podejście do życia, bo jesteś bardzo wierzący.. czego Ci bardzo zazdroszcze. Ja chcę, ale nie do końca mi to wychodzi. Jednak najwazniejsze są chęci, wierzę w Boga ale nie aż tak mocno, mocno.

A teraz coś z mojego życia, od jakiegoś czasu nie jest ze mną aż tak źle. Nie wiem czemu, ale mam inne podejście do życia. Staram się już tak nie myśleć, bardziej wszystko olewam i się tak nieprzejmuje. Jestem zaskoczona, bo to pomaga. Pogodziłam się z faktem, że teraz tak naprawdę nie znajdę przyjaciela i najlepiej z ludźmi grać. A swoje myśleć. Użalanie się nad sobą nic nie daje tylko pogarsza mój stan, więc skończyłam z tym. Koniec ze wstydliwością. Mam nadzieję, że wytrwam w tym stanie jakiś czas i nie powrócą moje smutne chwile. Jednak czasem mniewam momenty zawahania, ale odrazu staram się to odrzucać. Nie jest mi łatwo, bo siedzę w domu sama. Moja siostra ma własną rodzinę, brata też zbytnio nie interesuję.. muszę dać sobie jakoś radę. Koleżanek niby mam wiele, dzwonią, piszą.. ale to nie jest to samo, one mają przyjaciółki swoich znajomych, chłopaków. No i tak to wygląda. Chciałabym jedynie żeby kiedyś moja sytuacja się polepszyła.

Reji nie przejmuj się osobami z Twojej klasy, niestety tacy są ludzie. Teraz chyba takie jest pokolenie. Kto nie jest dobry w gadtce to zginie marnie. Kto jest grzeczny i ma skrupuły również nie da sobie rady. Taka jest prawda. Trzeba się z tym pogodzić. Jeśli Twój przyjaciel Ci dogryza to zazdrości, proste. Pozostaje Ci tylko mu się odgryść, choć ja bym tak nie postąpiła. Bo nie lubie oddawać tym samym.

detached
detached 31-07-2010 17:50

Teraz tak siedząc sobie i czytając wszystko od poczatku, zastanawia mnie co u dziewczyn.. Małolaty i..

Jeśli wogóle śledzicie to dziewczyny, możecie napisać jak mijają wam wakacje i jak się np. dzisiaj czujecie...

Reji
Reji 31-07-2010 18:50

Zgadzam sie z Toba w 100% :). Teraz tylko czekam na koniec wakacji, bo to mnie juz nudzi nic nie robienie na chacie. Tymi ludzmi z klasy sie nie przejmuje. Przez to glupie uczucie nie chce mi sie nic robic, a jak juz cos robie to tylko zajmuje umysl na conajmniej 30 min. Wam zycze powrotu do szczescia :) <sobie tez>. Ale sam nie wiem co robic, nie umiem znalezc dziewczyny, od zawsze bylem niesmialy, nie potrafie patrzec w oczy temu z kim rozmawiam, a jeszcze gorzej podejsc do nieznajomej i zagadac <dla mnie istny horror i mission imposible :)>.

detached
detached 31-07-2010 19:48

Ja też czekam na koniec wakacji, bo w domu można oszaleć. Gdybym gdzieś wyjechała, albo miała jakieś konkretne zajęcie to byłoby ok. A tak jest lipa.
Mamy bardzo podobne problemy, ja też zbytnio nie lubie patrzeć komuś w oczy hehe ;) no cóż trzeba z tym walczyć. Nie ma co się wstydzić tylko trzeba nabrać pewności siebie. Trudne to jest sama wiem po sobie. Też życzę wszystkim szczęścia ; ))

Reji
Reji 31-07-2010 20:39

No ja chce ten koniec wakacji bo nie dosc ze mnie to nudzi to jeszcze fajnie bo ja w 2 klasie technikum a 1 nowa dochodzi! wiec moze kogos sobie znajde. Wogole przeczytalem o tym jak podrywac na pewnej stronce nie pamietam jak sie nazywa ale kurde wrocilo wszystko. HA!. teraz juz bardziej wierze w siebie i w swoje mozliwosci. Moze cos z tego wyjdzie. A wogole to gdzie mieszkasz detached:)?<jakie pytanie>

asica0000
asica0000 12-08-2010 18:15

hej hej to znowu ja...
co u mnie słychać? Coś dziwnego się ze mną stało. Próbowałam znaleźć sobie jakieś ciekawe zajęcie, żeby przestać się zamartwiać. Początkowo pomagało, ale potem wszystko się zawaliło. Całymi dniami spałam albo siedziałam i nie robiłam nic. Jak warzywo jakieś.. Udawałam przed rodzicami, że wszystko jest okej. Ale przecież nic nie było okej. Byłam zła na cały świat. Ale pretensje mogłam mieć tylko do siebie. Nic już nie sprawiało mi radości. No może z wyjątkiem snu, bo chociaż przez chwilę czułam się wolna, wtedy strach nie miał do mnie dostępu. Aż pewnego dnia postanowiłam coś zmienić w sobie. Tak ja Ty detached starałam się wszystko olewać, po prostu się nie przejmować niczym. I to faktycznie trochę mi pomaga. Zaczęłam częściej wychodzić z domu, poprawił mi się humor. Nadal miewam gorsze dni ale staram się jakoś normalnie funkcjonować. Życzę Wam powodzenia i trzymajcie się.

dikana
dikana 06-09-2010 23:21

codziennie po szkole chodzę ulicami mojego miasta. patrzę na ludzi.wracam do domu około 20 i idę spać. rodzice myslą że mam kółka , zajęcia.jestem w liceum.jestem sama.mam zimny dom.jestem niegłupia, bardzo ładna, nie gruba ale nie dośc szczupła by być laską. mam swoje kompleksy jak każdy.mam bulimię.rzygam jak kot po każdej zakazanej przyjemności łasowania.nie umiem się zbliżyć do nikogo bo nikt nigdy nie pokazał mi jak to się robi.wiem tylko że czegoś bardzo mi brak. tak bardzo że boli nie do wytrzymania. każdy z nas potrzebuje bliskości, bycia z kimś, bycia potrzebnym i poczucia ciepła. bez tego rodzą się demony. we mnie się urodziły.wiele w życiu sp... łam.wiem że sama tego nie naprawię.po częsci dlatego, że tak zostałam ukształtowana.. nieuświadomiona tradycja rodzinna. coś mi przekazano bądx tez czegoś nie potrafiono mi przekazać. sama mając lat 16 nie umiem tego ogarnąć i nie mam prawa tego ogarnąć. mam 16 lat i tak wiele potrzeb. kiedy to się zaczęło a kiedy zdałam sobie z tego sprawę? może wtedy jak uciekłam z domu w wieku 5 lat? nie , nie wtedy. było zawsze. nigdy nie czułam się akceptowana i kochana. zaufanie i bliskość. wszystkim życzę tego samego. zrozumcie i nie obrażajcie się na ludzi którzy nie nauczyli was kochać i akceptować. sami tego nie umieją i są bardzo nieszczęsliwi. można się tego nauczyć, trzeba tylko zaufać bez względu na to ile razy dostaniesz w dupę. bądx wierny temu czego najbardziej Ci brakuje. walcz.nie zamykaj się. to destrukcja. ja walczę... całe życie.

Reji
Reji 09-09-2010 21:04

ja napisze tak: nienawidze i nie ufam ludziom zawsze tak bylo i bedzie szczerze to juz mi wszystko zwisa zyje bo zyje. Nikt w zyciu mnie nie zaakceptowal procz rodziny. Teraz jedynie zyje dla rodziny (taty, mamy, rodzenstwa) no i dla Boga w sumie to On chce bym tak w zyciu mial i moge mu zaufac. Jak katecheza :). Bardzo chcialbym miec kogos bliskiego (dziewczyne) ale tyle razy to zpierdzielilem ze juz nie uwierze w siebie ani w inna osobe. moze kiedys pojawi sie w zyciu ta jedyne. Pozostaje tylko czekac.

Ajfel
Ajfel 23-11-2010 23:55

Ciężkie jest takie życie.
Jestem w tym stanie odkąd skończyłem podstawówkę, mam 17 lat.
Zaczęło się jak osoba, na której mi bardzo zależało wyjechała do Anglii na 3 lata, kiedy wróciła dzięki niej znowu poczułem, że mogę z kimś być, ale zrobiła mnie w balona i po miesiącu mówienia, że jej na mnie zależy powiedziała - "nic z tego mam kogoś innego..." Dostałem 2 raz kulą w łeb, nic nie jest i nie będzie takie samo jak kiedyś, akurat to jedno wiem, że nie chcę już nikomu zaufać. Dodam, że podczas czytania artykułu miałem wrażenie jakby był o mnie. Jestem w podobnej sytuacji. Jedyną zaletą, podkreślam jedyną jest pewność, że przynajmniej nie będę nigdy przez kogoś cierpieć.
Jakbyś chciała pogadać to napisz na gadu 7405365, bo po prostu mi się nudzi, jak choćby o dniu...

detached
detached 13-07-2012 11:28

Witam wszystkim. Minelo dwa lata od momentu kiedy tu ostatnio bylam. 2 lata temu z moich opowiesci moje zycie bylo jedna wielka katastrofa. Brak towarzystwa, osamotnienie odbilo sie na mojej psychice( depresji.) Nie miaálam nikogo, komunikowanie sie z innymi sprawialo mi wielka trudnosc. Nie widzialam sensu swojego zycia, nie dostrzegalam nic. Przez te dwa lata staralam sie za wszelka cene to zmienic, udalo mi sié. I teraz przyznaje , ze moj dotychczasowy problem po prostu znikl. Wiadomo, ze nieustannie mysle co bylo kiedys i analizuje to co robie i wokol sie mnie dzieje, ale napewno nie jest to samo. Na tym etapie, coraz wiecej wychodze, znalazlam dobra kolezanke, znajomych. Imprezy sa grane co tydzien, nie narzekam. Teraz jedynie potrzebuje dobrego chlopaka. Jest to sukces dla mnie, ale niestety przyszlo mi sie zmagac z innym problemem... Nie wiem czy madrze postepuje piszac tutaj o tym, bo nie wiem czy ktos wogole mial podobny problem. wstyd mi o tym mówic, ale od jakiegos czasu mam zaburzenia odzywiania. Zawsze mysle, ze jestem gruba i wogole mam obsesje na swoim punkcie, wygladu. Od kilku lat staralam sie schudnac, przynaje ze udalo mi sie. Ale to byla droga glodzenia sie. Moj organizm , psychika tego nie wytrzymaly i teraz juz wiem, ze choruje na bulimie. Co tydzien mam napady glodu i wpierd... do oporu i poznie widaomo co robie ;////// Tyle razy tlumaczylam sobie ze musze z tym skonczyc, ale nic z tego mi nie wyszlo bo nadal to robie. Wiem , ze to jest zle ale mam zbyt slaba wole. Nie wiem co juz mam robic brak mi slow co ja wyprawiam. wylasnie w tym momencie wpierdzielam chipsy i zaraz zamierzam pozbyc sie tego obzarstwa z mojego ...... oczywiscie bez swiadkow..

Astiz
Astiz 29-07-2013 10:19

Ciekaw jestem co u Ciebie i czy poradziłaś sobie z resztą problemów:) I czy w ogóle tutaj jeszcze zaglądniesz...

Odpowiedz w wątku
Zobacz wszystkie komentarze do "Samotność"